Transalpina by Bike (pe bicicleta)
Dzisiaj trochę wspomnień z zeszłego roku i mojej wraz z Ewą i Pawłem wyprawy rowerowej po Rumunii, której jednym z celów było przejechanie najwyżej położoną asfaltową drogą w Rumunii. Przejechaliśmy tamtędy na rowerach 2 lipca 2011 roku.
Dzisiaj trochę wspomnień z zeszłego roku i mojej wraz z Ewą i Pawłem wyprawy rowerowej po Rumunii, której jednym z celów było przejechanie najwyżej położoną asfaltową drogą w Rumunii. Przejechaliśmy tamtędy na rowerach 2 lipca 2011 roku.
Transalpina, czyli droga krajowa DN67C zaczyna się w miejscowości Novaci, skąd stromymi serpentynami wspina się na grzbiet gór Paring, przekraczając grań Karpat na przełęczy Urdele na wysokości 2145 m. npm. I właśnie w tym kierunku polecam jej pokonanie (z Novaci na północ). Jest to podyktowane tym, że podjazd od południowej strony jest niezalesiony i rozciągają się z niego wspaniałe widoki, które dokładniej sobie obejrzymy powoli podjeżdżając niż szybko zjeżdżając. Z kolei długi zjazd zalesionymi dolinami po północnej stronie jest przyjemniejszy niż powolne zdobywanie wysokości bez możliwości dalszych widoków jeśli by jechać na południe od strony Sebes.
Pierwsze kilometry podjazdu:
Na podjeździe spotkaliśmy parę sympatycznych Rumunów z Sibiu na tandemie z przyczepką. Podczas naszej 3,5 tygodniowej podróży spotkaliśmy jeszcze tylko dwa razy "sakwiarzy" - Japończyka Hiro, który od dwóch lat jedzie na rowerze z Japoni i właśnie dotarł do Rumunii oraz Rumunów - ojca z nastoletnim synem. Ten sposób podróżowania nie jest jeszcze w Rumunii bardzo popularny.
Zdobywamy wysokość. Za nami roztacza się widok na podgórskie rejony Oltenii.
Niektóre podjazdy są naprawdę strome. Tandemiarze muszą podjeżdżać slalomem od jednej do drugiej krawędzi szosy. Na wprost nie ma szans, by podjechać.
W tle grzbiety gór Paring
Zaczęło się niebezpiecznie chmurzyć, ale na szczęście deszczu z tego nie było
Były za to cały czas piękne widoki
Coraz bliżej przełęczy
W końcu dotarliśmy na przełęcz Urdele 2145 m npm.
Podjazd od południowej strony ma jednak jeden mankament, na który nie byliśmy przygotowani. Po całym dniu wspinaczki i zdobyciu przełęczy Urdele następuje oczekiwany zjazd w dół.
I tu niemiła niespodzianka - zjazd trwa tylko chwilkę, po czym następuje ponownie bardzo stromy podjazd na przeciwległy stok doliny. Po całym dniu męczarni z sakwami ten niespodziewany podjazd może wycisnąć resztki sił.
Gdy doczłapaliśmy się w końcu na grzbiet i wyglądało na to, że teraz już faktycznie czeka nas tylko zjazd, postanowiliśmy nie jechać dalej, tylko tutaj rozbić namiot (na wysokości około 2000 m npm.), bo robiło się już ciemno.
Nasza decyzja miała swoje niespodziewane konsekwencje. Następnego dnia rano tak to wyglądało:
W nocy poprószył śnieg, a przypomnę, że była to noc z 2 na 3 lipca. Jednak na takiej wysokości trzeba być przygotowany na śnieg nawet latem.